"Tak się jakoś w tym naszym konserwowym społeczeństwie utarło, że dorosły człowiek powinien mieć stałą pracę, stałego partnera życiowego (zwanego zwykle mężem albo żoną), jakieś dziecko (a najlepiej dwoje), własny dom albo mieszkanie, ubezpieczenie na życie, ubezpieczenie zdrowotne, samochód i jeszcze trochę oszczędności. Nie wiem, jak Was, ale mnie tak właśnie w młodości zaprogramowano – gdy dorośniesz, zrobisz A, B i C, bo tak postępują dorośli ludzie. Bardzo długo żyłam w przeświadczeniu, że dojrzałość to odhaczanie kolejnych podpunktów z listy „to do” PRAWDZIWEGO, DOROSŁEGO CZŁOWIEKA. I czułam się źle i nie w porządku, kiedy na jakimś etapie życia nie wykreślałam z listy kolejnej misji typu „zaręczyny” albo „kredyt na mieszkanie”. Z jednej strony było mi chyba trochę głupio przed innymi – rodziną pytającą jak tam moje życie uczuciowe, przyjaciółmi, którzy zdążyli już pobudować domy i spłodzić potomka, znajomymi zagdującymi o zdolność kredytową… Nie czułam się źle z tym, jak ...