Leje i leje. Sniegu tej zimy nie ma, ale wcale mnie to nie martwi. Wiec mamy czwartek i poszukiwania pracy ciag dalszy. Wchodze do jednej z firm, przedstawiam sie i grzecznie sie pytam, czy juz moze rozpatrzyli moja aplikacje bo nikt jeszcze do mnie w tej sprawie nie oddzwonil. Na to przemily Pan, metr 86 patrzy na mnie, usmiecha sie i pyta szorstko, czy to ja jestem ta dziewczyna z Polski, ktora mowi po holendersku. Kiwam glowa potwierdzajaco, rozdziabujac swa paszcze tak, aby ujrzal moj najszczerszy usmiech w swiecie. On odwzajemnia moj usmiech szyderczym parskiem (bo tylko tak moge to nazwac), ze Polek po 26 roku zycia nie chca. Moj usmiech znika i pytam sie, dlaczego. Przeciez spelniam warunki zatrudnienia. Mowie w trzech jezykach, wszystkie programy komputerowe na jakich mialabym pracowac, znam i doswiadczenie w zawodzie tez posiadam. A poza tym, co on ma na mysli mowiac, "Polek po...". W ogloszeniu nie bylo nic o wymaganiach dotyczacych wieku. Na co on mi chamsko odpowiada, "Ok. Bede szczery. Nie za bardzo chcemy miec tu pracownikow z Polski.. nie posiadacie tu najlepszej opinii... takze sama rozumiesz...". Umarlam, a potem wyszlam z siebie i stanelam obok walac tego prostaka w twarz. Szok. Wyszlam stamtąd i to byloby na tyle jesli chodzi o szukanie pracy w dniu dzisiejszym. Jestem tu czwarty rok ale jeszcze nigdy nikt nie walnal do mnie takim tekstem. Powaznie ! Nawet jesli Holendrzy nas dyskryminuja to raczej nie chwala sie tym tak beztrosko. No ale wyszłam z założenia, ze zawsze musi byc ten pierwszy raz i tyle. Jutro jest nowy dzien i bedzie ok.
W drodze po kawe, zadzwonil P, pytajac, czy nie bylismy przypadkiem umowieni na dzis do Iman i dzieciakow. Kompletnie o tym zapomnialam. Wlecialam szybko do sklepu, w poszukiwaniu jakiegos drobiazgu dla maluchow. Kupilam dla Adama mini namiot, a dla bobasa ubranko.
Adam ogromnie sie ucieszył szczegolnie, ze ponoć dzien wczesniej prosil mame o taki. Score! Prezent udany. Moj P pomagal mu go zlozyc i wiecie co? Zawsze ogarnia mnie takie cieple uczucie kiedy widzę go, angazujacego sie w zabawy z dziecmi. Wiem, ze bedzie świetnym ojcem...
Ja oczywiscie nie moglam odkleic sie od 4 miesiecznego bombelka. Ten zapach... te raczki, to wszystko to magia, ktora nie pozwala uciszyć zegara biologicznego...
... wiec mowie sobie, ze cierpliwość popłaca i czekam na następny dzień. :)
W drodze po kawe, zadzwonil P, pytajac, czy nie bylismy przypadkiem umowieni na dzis do Iman i dzieciakow. Kompletnie o tym zapomnialam. Wlecialam szybko do sklepu, w poszukiwaniu jakiegos drobiazgu dla maluchow. Kupilam dla Adama mini namiot, a dla bobasa ubranko.
Adam ogromnie sie ucieszył szczegolnie, ze ponoć dzien wczesniej prosil mame o taki. Score! Prezent udany. Moj P pomagal mu go zlozyc i wiecie co? Zawsze ogarnia mnie takie cieple uczucie kiedy widzę go, angazujacego sie w zabawy z dziecmi. Wiem, ze bedzie świetnym ojcem...
Ja oczywiscie nie moglam odkleic sie od 4 miesiecznego bombelka. Ten zapach... te raczki, to wszystko to magia, ktora nie pozwala uciszyć zegara biologicznego...
... wiec mowie sobie, ze cierpliwość popłaca i czekam na następny dzień. :)
Komentarze
Prześlij komentarz