Przejdź do głównej zawartości

Na zmiany w moim życiu patrzę inaczej nie jako na karę a jako na szansę


Choć mogłabym napisać, że wszystko w moim życiu się zwyczajnie poplątało, to decyduje się opowiedzieć to w inny sposób, W sposób, który pokaże, że w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji można dostrzec cos pozytywnego. I wiem, że na początku zawsze probujemy się bronic i nasza sfera komfortu, w panice ciągnie nas do tylu, krzycząc „ Oh, nie idź tam ! Zostań tu gdzie jesteś. Nie idź w nieznane, bo to nie znane może być gorsze...".

Prawda jest nam wszystkim znana. Nikt nie lubi zmian. Zmiany nas przerażają i sprawiają, że czujemy się bezradni. Sparaliżowani niewiedza, probujemy pozostać w miejscu, które nie jest nam obce, poświęcając często tym samym, nasza drogę do szczęścia. Boimy się ryzykować. Zmiana, która nas dotyka narusza nasza grupę fundamentalnych potrzeb związanych z poczuciem bezpieczeństwa, takich jak wygoda, wolność od strachu, spokój lub poczucie komfortu sytuacyjnego. Boimy się zachwiania równowagi uzyskanej przez przebywanie w jakimś znajomym miejscu w życiu. Tracimy rutynę, która jest w pewnym stopniu odpowiedzialna za nasze poczucie stabilności. I choć czasem ta stabilność jest pozorna, to wizja czegoś nowego narusza nasz spokój i zmusza do działania, na które nie zawsze mamy ochotę.

Ponad cztery lata temu zdecydowałam się wyjechać z Polski. Nie wiedziałam, jak ułoży się dokładnie moje życie i czy będzie warto. Miałam zacząć nowe życie, bez ludzi których znam i kocham. Ja- dziewczyna, która ma nie więcej niż 155 cm wzrostu-sama - w wielkim świecie. Początek był oczywiście ciezki, ale nowość, która mnie otaczała odwracała moja uwagę od negatywnych myśli. Z każdym dniem wszystko stawało się bardziej znajome i moje. Niepewność zniknęła. I tak czas uciekał, rzucając mi nowe wyzwania co jakiś czas. Z jednymi radziłam sobie lepiej, z drugimi gorzej, ale za każdym razem udawało mi się wyjść z opresji. Po kilku miesiącach zakochałam się i poznałam wspaniałego mężczyznę, który nauczył mnie więcej niż mogłabym sobie wyobrazić. Każdy dzień spędzony z nim, jest błogosławieństwem, które wszechświat zdecydował się mi ofiarować i dziękuje za to każdego dnia.
Jak wszyscy dobrze wiemy, czasem te nieoczekiwane zmiany, choć niechciane i wyklęte, przychodzą, nie pozostawiając nam wyboru, zmuszając do podporządkowania się. Możesz próbować znaleźć rozwiazanie, ale czasem po prostu się nie da. Tak jakby siła wyższa chciała dać Ci nauczkę lub kolejna lekcje do zrozumienia. Broniłam się. Zapierałam rekami i nogami, walcząc ponad trzy miesiące. Ostatecznie walkę przegrałam. Musiałam podjąć decyzje, która była jedna z najcięższych w moim życiu. Zdecydowałam się na ogromna zmianę, która oznaczać będzie dla mnie tylko jedno - związek na odległość. No, a przynajmniej przez następne 1,6 roku. Nie chciałabym wnikać w dokładne powody i opisywać, co doprowadziło do takiego zbiegu wydarzeń. Mogę jednak powiedzieć, że chęć rozpoczęcia kolejnych studiów, grala tu dużą role. Dzień, w którym musiałam się spakować i dotrzeć na stacje, z której odjeżdżałam, był cholernie ciężki. Tak wielkiej mieszanki uczuć, nie było we mnie już od długiego czasu. Łzy niczym wodospad spływały po moim policzku i mogłam liczyć tylko na siebie. Musiałam ustawić swoje myśli ma odpowiedni tor. Jedyną możliwą opcja, która pozwoli mi to przetrwać jest pozytywne myślenie. Każda, nawet najmniejsza destruktywną myśl musiałam złapać i spalić w mgnieniu oka. Kosztowało mnie to okropnie dużo energii, ale nie miałam innego wyjścia. Musiałam zmusić się do ujrzenia światła na końcu tunelu.
Nie jest to latwe, ale myślę, że można to wypracować. Trzeba zrobić sobie listę za i przeciw i skupić się na plusach. Nawet te najmniejsze się liczą i mają jakiś cel. Każda zmiana to szansa na trochę więcej szczęścia. To nowe możliwości, które jeśli tylko dostrzeżemy doprowadza nas do ścieżki, którą chcemy kroczyć. Nikt nie obiecywał nam, że będzie łatwo, ale jeśli tylko zdołamy wykrzesać z siebie odrobinę odwagi, magiczne rzeczy mogą nas spotkać...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Frustracja

Jak uważacie? Czy mężczyzna powinien stawać w obronie swojej kobiety? Ja uważam, że w pewnych sytuacjach, tak. Szczególnie jeśli jego własna matka wtyka nos w nie swoje sprawy, komentuje w ubliżający sposób i rządzi się jakby była królowa. Jak można tylko stać i patrzeć? Irytujące to odpowiednie słowo, choć nie oddające emocji w 100%. Mam dość, Nie żebym sama nie umiała się obronić ale są sytuacje, w których nie wypada mi się odezwać i to ON powinien przejąc pałeczkę. Jestem dobrze wychowana i wiem jak powinnam się zachować. W przeciwieństwie do mojej "mamusi". Dlaczego w ogóle ona ma klucze do mieszkania? Nie mam pojęcia... Jest mistrzynią w wyprowadzaniu człowieka z równowagi. Uwierzcie, jestem ogromnie tolerancyjna osobą. Nie mam zwietrzałych poglądów. potrafię się dopasować do wielu mało komfortowych sytuacji ale tego przeskoczyć nie potrafię..a może nie chce? Nie, nie potrafię. Nienawidzę ludzi, którzy uważają się za najmądrzejszych w świecie. Ludzi, którzy narzucają s...

Pierwsze mysli z MRKH

Pierwsze mysli: "- Nie bede mogla poczuc kopania wlasnego dziecka w sobie. - Nikt nigdy sie ze mna nie zwiaze. - Jestem bezuzytecznym, chodzacym czlowiekiem! Nie kobieta, nie mezczyzna... Czyms co egzystuje bez prawa... Wybryk natury! - Nie bede mogla przezyc 9 miesiecy czujac wszystkiego, co czuje kobieta w ciazy.  - Nigdy nie bede lezala w szpitalu z wlasnym dzieckiem w ramionach. - Moj maz nigdy nie bedzie przy mnie w sali poorodowej, trzymajac mnie za reke, ze lzami w oczach... - Nigdy nie zobacze mojego meza glaskajacego i mowiacego do mojego brzuszka.. - Nie wyprawie "Baby Shower". - Nigdy nie przyjde do domu, trzymajac w reku male pudelko z malymi bucikami lub zdjeciem usg, ktore dalabym swojemu mezowi, wypowiadajac magiczne "jestem w ciazy"...'' - Nigdy... I tych "" nigdy " jest ogrom. Bardzo ciezko jest pozbyc sie tych mysli. To wymaga czasu, ktory dla kazdej z nas bedzie inny. Ja uwazam, ze to jest tro...

Czy jestem nienormalna?

Idę do centrum handlowego. Widzę jeden z moich ulubionych sklepów, czyt. Pepco i wchodzę. Oczywiście, wiem co tam zobaczę i jak będę się czuła, ale co tam. Może jestem masochistką? A może każdy z nas w jakimś stopniu nim/ nią jest? Kto wie. W każdym razie mysię sobie: "Tylko oglądam". Uśmiecham się na widok tych małych ciuszków, bucików i innych kolorowych akcesorii dla niemowląt. Spędzam tam godzinę, przebierając i oglądając piżamki, body itp.. W mojej głowie, podchodząc do kasy głębi się już tylko jedno: "Czy ty jesteś normalna? Po co? Na co?". Miła Pani ekspedientka, wita mnie szczerym uśmiechem i pyta: -Który to miesiąc? A ja bez chwili wahania odpowiadam -drugi. Pytanie następne: -To Pani pierwsze? -Tak. Pogratulowała, życzyła szczęśliwego rozwiązania i tyle. Nie wiem dlaczego ale było mi przez chwile tak miło. Przez ułamek sekundy, uwierzyłam, że to ja jestem w ciąży. Wyszłam z uśmiechem na twarzy i ten nastrój towarzyszył mi do wieczora. Zasiadłam prz...